Mariusz RewedaPodróżeTurystyka

MOTOSKANDYNAWIA CZĘŚĆ 3

16 lat przymierzałem się aby ponownie odwiedzić Skandynawię. A tu niespodziewanie, latem, okazało się, że mam czas i jakieś mizerne środki aby zrealizować to marzenie. Postanowiłem pojechać motocyklem, miała to być w założeniu tania, samotna i bezkompromisowa wyprawa. Gdzieś w połowie przygotowań koledzy zaoferowali swoją chęć przyłączenia się, ale w końcu okazało się, że nie mogą wyrwać korzeni.

Część 3

Ale dosyć tych nerw i ekscytacji, jutro też zaświeci słońce, a wieczorem wzejdą światła rampy jak u Chaplina.
      Właśnie zaczął kropić deszcz, a ja dopiero wskoczyłem, po zimnym dziś prysznicu, do namiotu. Nocuję na żwirowni, bo tu mało zieleni, więc i owadów jak na lekarstwo. Znalazłem taki miły zakątek blisko drogi, tuż za Sodankyla, w środkowo-północnej Finlandii. Wyruszyłem wcześnie rano spod Kalevali, w północnej, rosyjskiej Karelii. To był ostatni dzień ważności mojej wizy rosyjskiej, więc niezwłocznie udałem się na granicę. Szutrówka z Kalevali do Pjaozierska była dość znośna, jak na rosyjskie warunki.
      W Pjaoziersku, zaraz na wstępie, przywitał mnie leschoz, znaczy kombinat leśny, albo tartak, jak kto woli. Potem były niskie bloki pośród sosnowego lasu, a daleko za wioską typu miejskiego, jak mówią Rosjanie, znalazłem stację paliw. Bo była mi niezwykle potrzebna. Potem jeszcze wróciłem do wioski zrobić ostatnie zakupy za małe pieniądze, czyli takie jak w Polsce. Swoim pojawieniem i hałasem pustego tłumika, wzbudziłem małą sensację. Finowie owszem przyjeżdżają, albo raczej przejeżdżają. Ale cichaczem i w grupach. Nikt po blokowisku się nie szwęda szukając sklepu. W Rosji tak jak wielki jest brak zrozumienia dla biznesu z turystyki, to tylko wielkie może być upojenie alkoholem narodu. Niektórzy nawet wprost pytają – po co to po świecie się włóczyć skoro w Polszy taki dobrobyt? Turystyka jest obca prostym umysłom rosyjskim jak ufologia. Tylko nieliczni starają się wykorzystać szansę na zarobienie grosza z licznych, fińskich turystów. Budują bazy oddycha, także dla Moskwiczan i Petersburczyków. Ale to kropelka w morzu. Na razie w narodzie jest takie pomyślenie, że turysta to kiep, maślak, inwalida umysłowy, którego można wydymać jak naiwną łanię, bo on prawdziwego życia na prowincji rosyjskiej nie zna. Przez to powstaje fama o nieprzyjaznych, a wręcz niebezpiecznych podróżach po Rosji. Dziś, na tenże przykład, w Pjaoziersku, podszedł do mnie taki jeden, co to reprezentował ostatnie stadium przepicia, przepalenia i zgnuśnienia, połączony z typowo słowiańskim cwaniactwem, nielegalną zaradnością, przebiegłością oraz złośliwością połączoną z egocentryzmem. Dorzuciłbym do tego jeszcze, jak wisienkę na tort, fantazyjną wręcz ułańską, romantyczną duszę, po kielichu rzecz jasna. A więc podchodzi taki, nawiązuje rozmowę, niby się interesuje losem turysty na obczyźnie, a na koniec prosi, nie żebra bo to nieuchodzi, nie wyłudza bo się boi, ale działa na litość ludzką, powołuje się bezsłownie na braterstwo nacji i prosi o sto rublej. A ja zmożony troską o silnik mojego trupa, dałem się wciągnąć, jak ta naiwna łania. Więc tym żarliwiej, może nieco zbyt obcesowo, a w końcu po chamsku, dałem odpór tym wyłudzeniom prostymi słowy – a kopa chcesz! Zwiesił wzrok, pewnie spojrzał na moje, podkute buty enduro i poszedł. W sumie żal tego chłopa. Gospodarka odgórniesterowana skończyła się dwadzieścia lat temu i nikt im tu nie mówi jak teraz funkcjonować. Pierestrojka dała w dupę tym wtórnym członkom proletariatu. Bo to potomkowie tych, którzy kiedyś byli górą, a dziś są doliną i zakałą. Są niepotrzebni w nowym świecie, jak stare wiarusy po wojnie. Często się takie przypadki zdarzają, ale ten pamiętam bo dałem się wciągnąć i zareagowałem upustem emocji.

MOTOSKANDYNAWIA

Mariusz Reweda

U Rosjan trudno dostrzec te cechy, które są właściwe ludziom Zachodu. Dziś wjechałem do Finlandii. Zobaczyłem cywilizowane twarze. Twarze wrażliwe, spokojne, kompletne z pozoru. Twarze Rosjan, w większości są tempo ambitne, walczące, albo z kolei obojętne i zrezygnowane. Rysują się na nich skrajne emocje, od rywalizacji i agresji, po wycofanie i przytłumienie.
      Kiedy wreszcie pokonałem 60 kilometrów wrednej, dziurawej szutrówki i dwa kordony zasiek, testów, sprawdzania bagażu, wpisywania do komputera, pytań, pieczątek, póz nonszalancji, wyższości, niedostępności, emocjonalnego stuporu… o czym to ja? Aha, kiedy wreszcie przejechałem granicę pełną nowych budynków ze szkła i stali, na końcu 60-cio kilometrowej, dziurawej jak durszlak babci szutrówki, wpadłem na granicę Unii i Finlandii. Tam kompetentny, pachnący wodą kolońską, a nie papierosami i potem, miły pan celnik przyjął mnie z niewymuszoną elokwencją angielszczyzny, choć zaczął po rosyjsku. Uciął sobie ze mną pogawędkę o motocyklach, potem bez pieczątki i bez sprawdzania bagażu wpuścił do Finlandii, na odchodnym życząc sukcesów w podróży. Może Zachód zgnuśniał i z tego dobrobytu przestało mu się chcieć, ale kultura osobista rozwinęła się tu w sposób nieskrępowany. Zaś po drugiej stronie granicy, 80 lat wyuzdanej władzy proletariatu, tak zniszczyło ludzką mentalność, że i w czwartym pokoleniu będzie trudno im znormalnieć, znaczy być takimi jak na Zachodzie, albo zglobalizować się. Nas Polaków też to dotyczy, chociaż w mniejszym stopniu.
      Przeskok z Rosji do Finlandii to jak skok do innej epoki. Żeby nie opisywać tego co wszyscy znamy, powiem tylko, że przecież można tyle rzeczy zrobić naturalnie normalnie. Można zrobić szutrówkę tak aby była równa jak stół i trwała latami. Nawet w Wielkopolsce takie robią. Po co popełniać błędy, które kosztują? Można zadbać o interes turysty i na tym jeszcze zarobić. Można ustawić kosze na śmieci. Można zasadzić drzewa skoro się je wycięło na deski. Można patrzeć na drugiego człowieka jak przyjaciel a nie jak wilk. I tak można by bez końca. Ile zepsuł Lenin dając władzę najniższej warstwie społecznej można łatwo spostrzec przejeżdżając granicę rosyjsko-fińską. Szkoda tylko, że zachodnia demokracja kroczy w tym samym kierunku. Bezrozumne masy mają głos w postaci procentu, a kierować ich emocjami łatwo. To nie Stalin był winny, ale system stworzony przez utopistów, pseudoaltruistów i rzesze matołów z wąskim światopoglądem. Ten system pozwolił na zdobycie władzy przez takich sprawnych polityków jak Giuseppe Stalin.
      Ale się rozpisałem, a miało być do rzeczy i konkretnie. A więc tak mnie się rzuciło na oczy, że Finowie, podobnie jak ich bracia ugrofińscy Węgrzy i Estończycy, lubują się w budowaniu maleńkich posiadłości rozsianych i rozstrzelonych daleko od siebie po lesie. Zupełnie inaczej niż znamy to z Polski, tu nie ma zwartej zabudowy wsi, ale małe gospodarstwa oddalone od siebie kilometrami lasu. Niezwykle mi się to podoba, to rozluźnienie więzi społecznej poprzez zachowanie maksymalnie dużej przestrzeni osobistej. Jak pięknie to izoluje, a jednocześnie wzmaga psychiczną więź z sąsiadami, bo co z oczu to z serca. Jak sąsiad daleko to prawie jak brat. Też bym tak chciał. Ale w Polsce nie można budować tak po prostu w środku lasu, pięć kilometrów od każdego, innego domu.
      Druga rzecz to dokładne mapy na GPSa. Co z tego, że trasa wyznaczona bocznymi drogami, na skróty. Tutaj albo jedziesz po asfalcie, albo po idealnej szutrówce. Jak chcesz jechać przez las nikt cię nie zatrzyma. Są specjalne szlaki dla skuterów śnieżnych i dla quadów. Ale jak się jedzie na skróty to się zbiera wodę w buty. Czuję się jak ten Kret z pogodynki… na rymy mi się zebrało. W Finlandii skróty zawsze kończą się w bagnie. Zmarnowałem cale godziny dochodząc do tej prawdy. Poznałem przyrodę fińskiej Karelii od podszewki. Nawet leśnik jadąc zieloną Toyotą z przeciwka, nie zainterweniował. Zobaczył objuczonego bagażami enduro na drodze do nikąd i nic – a niech sobie jedzie durny turysta na GPS, i tak za dwie godziny wróci. Widziałem wszystkomające terenówki co orają w błocie. Proszę bardzo do woli. Bezkres lasu i bagien każdego nauczy pokory.
      Tak więc dziś nocuję na żwirowni. Duszno jak w fińskiej saunie, choć to za kołem podbiegunowym. To już koniec lipca, więc słońce zajdzie za północny horyzont na 4-5 godzin. Chociaż już zaszło to latarka mi nie potrzebna aby pisać.

MOTOSKANDYNAWIA

Mariusz Reweda

Zawsze mi się tak wydawało, że Finowie bardzo dbają o przyrodę. Ale dziś widziałem śmieci w lesie, stary telewizor, kawałki cegieł, puszki po piwie, w takiej głuszy to mogli zrobić tylko lokalni. Młodzież na parkingu lała w krzaki, zamiast skorzystać z czystego wychodka. Widziałem fińskich kamperowców nocujących na dziko w lesie. W Kuusamo, w centrum były brudne chodniki. Może u tych, których uznajemy za idealnych, łatwiej dostrzega się małe odstępstwa od normy. Śmieci w lasach Rosji są tak naturalne, że ich nawet nie zauważam.
      Ale dziś największą frajdę sprawiło mi oglądanie tych zadbanych domków w środku lasu. Można mieć własny mini pług śnieżny i mieszkać z dala od… wszystkiego. Nie trzeba gnieść się na kupie i patrzeć na tego gbura – sąsiada przez płot.
       A i bym zapomniał o jednej, ważnej rzeczy. Jakbyście przyjechali do Finlandii, to koniecznie uważajcie na renifery. Chodzą wszędzie jak święte krowy. Nie boją się samochodów. Ale też nie robią gwałtownych ruchów. Trochę się zlewają z tłem i łatwo takiego trafić. A czasami na międzystanowej potrafią całymi stadami zablokować drogę i nie chcą zejść z asfaltu. Teraz też przyszedł do mojego namiotu jeden taki. Ma fosforyzującą obrożę, pewnie z jakimś chipem, z kodem właściciela. Durny skubie expandery na Suzuki i nie reaguje na moje krzyki. Będę musiał wyjść z namiotu i dać mu kopa, mimo że Ruska nie przypomina.

 Rano pogoda zmieniła się diametralnie. Tak coś koło pół do piątej, czasu polskiego, wychynąłem z namiotu i zaraz na powrót się schowałem. Szare niebo, mgła i mżawka zmusiły mnie do przebudowania planu ubioru na dziś. Poszły w ruch podpinki i folie przeciwdeszczowe. Pół godziny później już jechałem na północny-zachód, w stronę Kittila, walcząc z parującą szybą w kasku. Powtarzałem sobie, że przecież nie zawsze świeci słońce i trzeba dać sobie z tym jakoś radę.

Na głównej, w kierunku Parku Pallas-Ymastunturi, spostrzegłem Niemców sztywno pomykających na ciężkich BMW. Dodali mi otuchy. Skoro oni mogą, to ja też. Potem już przez cały dzień spotykałem dziesiątki motocyklistów z całej Europy i mnóstwo kamperów, głownie ze Skandynawii i Finlandii. Wjechałem bowiem w turystyczny region, blisko wybrzeża Norwegii, Laponii, arktycznych parków przyrody itp. Spostrzegłem też kilku podróżników z fantazją. A to youngtimerami – starymi samochodami, a to starym motocyklem, rowerem, Harley’em, a nawet jednocylindrowym enduro, takim jak mój. Poczułem się bardziej na miejscu, nie tak wyobcowany pośród rzeszy superwyekwipowanych turystów na nowoczesnych BMW Adventure.

MOTOSKANDYNAWIA

Mariusz Reweda

Pogoda nie poprawiła się przez cały dzień. Temperatura oscylowała w okolicy 10st.C. Ubranie jednak dawało mi ciepło i suchy klimat skóry. Zwracały się ciężkie, władowane w nie pieniądze. Zazdrościłem jednak właścicielom kamperów, którzy zatrzymywali się w pięknych miejscach i zza okien, jedząc obiad, oglądali cudną, surową, północną przyrodę. A gdy naszła ich chętka, ubierali sztormiaki i szli na spacer. Zazdrościłem tym bardziej, bo sam mogłem tu kamperem przyjechać. Spędzić trochę czasu na rowerze, czy kajaku, albo pieszych wędrówkach po dzikim parku Pallas. To wspaniałe miejsce aby zażyć nieco kontaktu z arktyczną naturą. Są niskie góry, które dają dobre punkty widokowe na podmokłą tundrę. Mają tu ponad 350 kilometrów szlaków turystycznych.
      Od północy flankuje park rejon zamieszkały przez pasterzy reniferów, prawdziwych Saamów, u nas zwanych Lapończykami. Mimo zmiany epoki trzymają się swojej tradycji mocno zakorzenionej w pradawnej kulturze koczowniczych ludów pasterskich. Na podwórkach ich domostw, oprócz kilku quadów, tutaj zwanych traktorami, bo używanych jako traktory pociągowe, widziałem wiele tipi, czy wigwamów, do dziś wykorzystywanych. To hermetyczna społeczność, Chciałbym kiedyś znaleźć sposób aby zbadać ją od środka.
      Nowoczesnym centrum tutejszych Saamów jest wioska Hetta. To jedyne miejsce gdzie nie wzbudzając podejrzeń, można na chwilę przystanąć i poobserwować jak płynie normalne życie ludzi żyjących tak inaczej niż my. Podjeżdżają swoimi starymi Land Cruiserami, albo amerykańskimi pick-upami aby zrobić zakupy w supermarkecie, zatankować paliwo, kupić części do quada. Przewala się tu także dużo turystów. Wioska leży na skrzyżowaniu dróg wiodących na południe. A w promieniu ponad stu kilometrów nie ma innych stacji paliw, czy supermarketów.
      Blisko też stąd do Norwegii i miasta Alta, północnego celu mej podróży. Z Hetta do Alta wiedzie początkowo dość nudna ale dobra droga. Pełno na niej turystów i zakrętów. Za granicą norweską wszystko się jednak zmienia. Asfalt staje się wąski i dziurawy. Zatrzymanie na chwilę, na parkingu grozi zmasowanym atakiem komarów. Takiej ich ilości dawno nie widziałem. Zmienia się też krajobraz. Teren staje się pofalowany, a tuż przed Alta, droga wpada w kanion rzeki Avzejohka. Czarne skały przełamują wodospady. Zmienia się wreszcie krajobraz domostw ludzkich. Już nie ma luźno rozrzuconych gospodarstw po lasach, nie ma lasów, tylko kosodrzewina. Wioski są nieliczne i zwarte w sobie. Alta to jedyne centrum handlowo-usługowe, spełniające funkcje ośrodka cywilizacji dla całego regionu. Śródmieście tej małej miejscowości wygląda dość niecodziennie. Jednocześnie kwitnące blichtrem i harmiderem, usiane centrami handlowymi i kawiarniami. Ale wszystko jakieś takie jakby pozamykane w blokhauzach, brak wyjścia z handlem i usługami na zewnątrz. No ale teraz jest tu krótkie lato. Noc ma tylko dwie godziny i ściemnia się tylko lekko. Zwykle jest dużo zimniej, deszczowo i szaro. Nie sprzyja to życiu na ulicach. Mimo odległości od cywilizacji południa, jest tutaj wszystko czego potrzebuje nowoczesny człowiek a także północny rolnik czy pasterz. Nawet bezpłatny parking dla motocykli, wielu jeździ tu crossami, oraz traktorów czyli quadów, które są tutaj czymś tak naturalnym jak u nas kombi w TDI-ku. Alta to także centrum turystyki i sportów zimowych dla Norwegii. Jest tu bardzo rozwinięta oferta turystyki zorganizowanej. Od jazdy psimi zaprzęgami, po oglądanie zórz polarnych w specjalnym obserwatorium. Od wypraw łunochodami na farmy reniferów, po spływy pontonowe itp. Są też ryty naskalne sprzed 6200 lat, parki przyrody i ocean Arktyczny.

Ja znalazłem nocleg nad wodospadem wpadającym do fiordu. Mam szum kaskady non-stop. Może ukoi moje nerwy, bo motocykl dał mi się dziś we znaki. Jak tylko usunąłem usterkę palących się bezpieczników, to przestały działać podgrzewane manetki. Jak tylko znalazłem spray do łańcucha na stacji paliw, bo smarownica Scottoiler oczywiście padła, to zepsuł się zamek od torby na baku. Jak naprawiłem zamek to padł prędkościomierz i licznik. Tego już nie naprawię, ale udało mi się jakoś oszukać krztuszące się z braku paliwa gaźniki. Na koniec przypaliłem sobie o tłumik torbę i urwałem gwint w mocowaniu lusterka. No i jaka z tego płynie nauka, niech mi kto powie!? Bo przecież ze wszystkiego płynie. Żeby tyle złego w jeden dzień! Zły los chyba już wypstrykał się z amunicji. Jutro musi być lepiej!
      Kładę się spać pod chmurnym niebem, jest jasno jak w dzień, chociaż to północ, a ja nucę sobie w skrytości serca słowa Młynarskiego – jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy – i dodaję – jeszcze się jutro pozbieramy i w długą sobie damy. Alta to był mój osobisty Nordkapp. Tak daleko na północy jeszcze nie byłem, teraz już tylko na południe, półmetek już za mną i to ten trudniejszy. Kto wie co mnie jeszcze czeka? Może wpadnę w ramiona jakiejś północnej blond piękności, a może w drzewo. Chociaż tu na północy drzew nie ma.

Cdn.

Autor: Mariusz Reweda

Zdjęcia: archiwum autora

MOTOSKANDYNAWIA

MOTOSKANDYNAWIA

MOTOSKANDYNAWIA

MOTOSKANDYNAWIA

MOTOSKANDYNAWIA

BIO

Mariusz Reweda

Zawód podróżnik, to najlepiej pasuje do opisu tej osoby. Ostatnie 21 lat spędził na penetrowaniu świata i jego poznawaniu. Z dala od atrakcji z przewodnika, blisko zrozumienia obcych kultur. Najczęściej na własnych kołach, motocyklem, samochodem… kajakiem. Jego dom jest zawsze przy nim.


error

Jeżeli artykuł Ci się podoba, to prosimy udostępnij go innym. :)

Skip to content