W BAŁTYKU ZALEGA 50-60 TYS. TON BRONI CHEMICZNEJ
Zbiorniki zaczynają się rozszczelniać.
W wodach Bałtyku zalega około 50-60 tys. ton broni chemicznej; od kilku lat naukowcy informują, że zbiorniki zaczynają się rozszczelniać ? alarmował na czwartkowej sesji plenarnej Komitetu Regionów marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk.
Samorządowiec wniósł pod obrady Komitetu Regionów ? unijnego ciała doradczego – kwestię zatopionej w europejskich morzach broni chemicznej, amunicji oraz wraków statków.
Jak podkreślił, zagrożenie dla zdrowia i środowiska, jakie nieustannie stwarza porzucona podczas II Wojny Światowej w europejskich akwenach amunicja, zatopione statki i, przede wszystkim, broń chemiczna, to nie tylko problem regionalny, ale i europejski, a nawet globalny. Ewentualne wycieki i rozszczelnienia będą miały bowiem nieprzewidywalne skutki o charakterze transgranicznym.
?Jest to temat szczególnie istotny dla regionów nadbałtyckich, ponieważ w wodach Bałtyku zalega około 50-60 tys. ton broni chemicznej, z czego przynajmniej 15 tys. to materiały bojowe. Jednak (?) problem jest większy, bo dotyczy także regionów w pasie nadmorskim Adriatyku, mórz Północnego i Tyrreńskiego, Śródziemnego oraz wschodniego wybrzeża Oceanu Atlantyckiego na wysokości Francji? ? podkreślił marszałek.
Zwrócił uwagę, że od kilku lat naukowcy informują, iż zbiorniki z bronią chemiczną zaczynają się rozszczelniać. Rybacy wyławiają z Bałtyku poparzone i zdeformowane ryby. Ponadto, w ciągu ostatnich lat odnotowano przypadki poparzeń wyrzuconymi na brzeg, bojowymi środkami chemicznymi osób wypoczywających nad morzem.
Struk powiedział, że jako marszałek nadmorskiego regionu cieszy się, że środki europejskie pomogły w tzw. mappingu obszarów problemowych. Mając na uwadze skalę problemu i fakt, że te substancje czy wraki spoczywają na dnie morza już od ponad 75 lat, działania te ? zdaniem samorządowca – można traktować wyłącznie w kategorii ?działań miękkich?.
?Dziś potrzebujemy konkretów. Tym bardziej, że z przeprowadzonych badań wiemy, że uwolnienie zaledwie jednej szóstej zatopionych w Bałtyku substancji chemicznych pociągnie za sobą zniszczenie życia w morzu i przy jego brzegach na ponad 100 lat? ? ostrzegał Struk.
Zauważył, że jurysdykcja samorządu kończy się na linii brzegowej, dlatego wielokrotnie apelował do władz krajowych w Polsce, odpowiedzialnych za gospodarkę morską, o zaangażowanie i podjęcie konkretnych działań.
?Dla przykładu w ostatnim okresie w pakiecie pomorskich propozycji inwestycyjnych, które zostały zgłoszone do Krajowego Planu Odbudowy znalazły się dwa przedsięwzięcia dotyczące rozpoznania i eliminacji zagrożeń związanych z zalegającymi na dnie Morza Bałtyckiego pozostałościami po II wojnie światowej? ? mówił marszałek.
Wyraził zadowolenie, że ?ten naglący temat? został podjęty na ubiegłotygodniowej sesji planarnej Parlamentu Europejskiego. Przyjęta w ubiegły poniedziałek rezolucja PE wzywa m.in. do skoordynowania działań Unii Europejskiej, NATO i państw członkowskich.
?Uważam, że ta rezolucja to krok w dobrym kierunku. Tym bardziej, że u jej podstaw leżą petycje zaniepokojonych obywateli państw nadbałtyckich, którzy swoje obawy przedstawili komisji petycji Parlamentu Europejskiego? ? zaznaczył Struk.
Dodał, że ma jednak świadomość, iż rezolucja nie ma charakteru wiążącego. Co więcej, wzywa się w niej do zabezpieczenia środków na działania zaradcze w ramach programu Interreg Region Morza Bałtyckiego, który, w opinii marszałka, jest ?absolutnie niewystarczającym? źródłem finansowania dla tak dużego wyzwania, jakim jest ostateczne wydobycie lub neutralizacja broni chemicznej, amunicji i wraków statków spoczywających na dnie Morza Bałtyckiego.
W ocenie Struka, Komitet Regionów powinien wzmocnić apel Parlamentu Europejskiego po to, by nadać sprawie właściwy bieg. Zdaniem samorządowca, nie bez znaczenia w tej dyskusji jest priorytetowa polityka unijna, jaką jest Europejski Zielony Ład.
Po klęsce Niemiec, Związek Radziecki wyrzucił zdobytą broń chemiczną do Morza Bałtyckiego. Podobnie uczynili Brytyjczycy i Amerykanie w cieśninie Skagerrak, między Norwegią a Szwecją na północy i Danią na południu. W tamtym czasie ta metoda pozbycia się groźnych substancji duszących, paraliżujących albo parzących była uważana za mniej niebezpieczną niż spalenie.
Źródło informacji: Serwis Samorządowy PAP